Geoblog.pl    kolekcjonerka    Podróże    Indie 2013    Varanassi - dzień drugi
Zwiń mapę
2013
12
lut

Varanassi - dzień drugi

 
Indie
Indie, Varanassi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7582 km
 
Mieliśmy wstać na wschód słońca nad Gangesem. Ariel nawet przyszedł nas obudzić, ale tak mocno spalismy, ze odpuscilismy sobie i Umówiliśmy sie na sniadanie. Poszliśmy nad Ganges, pod parasolem. Duże dzbanki herbaty z cytryna okazały sie być litrowymi dzbanami, lassi było całkiem znosne, podobnie jak jajecznica na tostach. Było nam tam bardzo dobrze-słońce, jedzenie, odpoczynek. Po wielu dńiach w trasie luz był nam potrzebny. Idziemy więc przejść sie uliczkami, co chwile będąc nagabywanymi przez sprzedawców. Z niektórymi wydajemy sie w rozmowę, niektórym od razu dziękujemy, a po kilku chwilach mamy dość straganow, lapiemy tuk-tuka i za 100 rupii więzie nas do centrum handlowego. Tam przymierzają kilka sari, ale żadne z nich nie przypomina tego z Jaipuru. Za to kupiłam sukienkę za 650 rupii, spodnie za 400 rupii i bluzkę za 199 rupii. Wracalismy do hostelu na piechotę, bo raz ze mieliśmy czas, a dwa ze nie było to daleko. W bocznej uliczce kupiłam jeszcze za 500 rupii cay komplet-spodnie i bluzkę i boldowanymi wracalismy do domu. Zmęczeni, ale zadowoleni znaleźliśmy jeszcze w salonie piękności masaż, więc na pól godziny oddałam sie za 200 rupii przyjemności masowania stop i nóg. To było cudowne zwieńczenie tysiąca przebytych kilometrów. Na ulicy kupiłam pyszne lassi w glinianym dzbanuszku-za 35 rupii, oraz burgera zą tyle samo. Po szybkim prysznicu i założeniu cieplejszych ubrań wyszliśmy na obiad i na uroczystość nad Gangesem. Poszliśmy powtórnie do restauracji Delphi, w której było stosunkowo drogo i obsługa pozostawiajaca wiele do życzenia, ale po pierwsze było tam mięso, a po drugie było smacznie. Kurczak w sosach, nan i coca-cola to ponad 300 rupii. Niestety, spędziliśmy tam ponad godzinę, przez co spoznilismy sie na początek uroczystości. Zajęliśmy więc miejsca stojace w pierwszym rzędzie od strony wody, tam gdzie stali fotoreporterzy. Dzięki temu byliśmy w centrum wydarzeń ceremonii braminow-świecenie wody z Gangesu, rzucanie kwiatami itd. Wszyscy idealnie zgrani-patrzyli na prowadzącego, aby zacząć lub skończyć kolejne sekwencje. Niesamowite przeżycie, tym bardziej jak na końcu tłum zaczął skandowac za bebniarzem i wprawianymi sie w trans. Całość trwała około 2 godzin. Chcieliśmy pózniej jeszcze pójść na konćert muzyki indyjskiej, ale okazało sie ze m to być występ jakiegoś starego dziadka z flecikiem. Zrezygnowalismy i poszliśmy na piwo do sąsiadującego z nami hostelu Yoga Lodge. Tam siedząc na murku saczylismy Kingersfrishe za 175 rupii za puszkę. Dotarliśmy do hostelu i padnieci poszliśmy spać, umawiajac sie na poranną pobudke.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
kolekcjonerka
Marta Szadowiak
zwiedziła 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 16 wpisów16 3 komentarze3 10 zdjęć10 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
28.12.2012 - 15.02.2013