Geoblog.pl    kolekcjonerka    Podróże    Indie 2013    Jaipur-dzieÅ„ drugi
Zwiń mapę
2013
09
lut

Jaipur-dzień drugi

 
Indie
Indie, Jaipur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6825 km
 
Wczesna jak na nas pora pobudki-8.30. Goracy prysznic i sniadanie na dachu. Pogoda nam dopisuje-bezchmurne, błękitne niebo wskazuje na ładny dzień. Dzisiaj zamówilam jajka sadzone na tostach oraz dzbanek czarnej herbaty. (130 rupii) Troskliwy właściciel hotelu pytał sie czy dobrze spalismy, czy woda pod prysznicem była ciepła i w ogóle jak nam sie spędza czas w Jaipurze. Zauważyliśmy, ze panuje tutaj jednotaskowosc. Jeden kelner przyjmuje zamówienie, drugi je przynosi-najczęściej pojedyncze Dania, a trzeci sprząta i sie rozlicza. Zwolnilismy miejsce na słońcu kolejńym spragnionych promieni słonecznych, rozliczylismy sie za sniadanie, zostawiliśmy rzeczy w bagażowni i udalismy sie na zwiedzanie. Nie doszliśmy nawet do końca naszej uliczki, a juz mieliśmy ofertę tuk-tuka, za 750 rupii tam i z powrotem na Amber Fort. Jeśli wstapilibysmy do 2 sklepów to kwota spada do 500. Pomarudzilismy chwile, bo faktycznie w 5 osób jazda nie zapowiadała sie na komfortowa. Kierowca przekonał nas swoim wyremontowanym pojazdem i miłym obyciem. Jechaliśmy przez ńieznane nam do tej pory dzielnice miasta, łącznie z zagłębiem świńskim. Kierowca wspominał, ze teoretycznie tuk-tuk zabiera 3 osoby i jak jest ich wiecej to policja może wlepic mandat, ale sami widzieliśmy kilka osób jadących na sobie w tuk-tuku. Nie przejmowalismy sie tym więc i jechaliśmy dalej. Dojechalam do Fortu, tam nas zostawił i obiecał, ze bedzie czekał jak wrócimy. Niespiesznie robiliśmy zdjecia, nie tylko sobie ale napotkanym osóbom, odganialismy sie od handlarzy gadżetami w stylu figurki z sandalowego drzewa czy kapelusze. Weszliśmy w końcu na górę i zaczęliśmy właściwe zwiedzanie. Widoki jak w Chinach na murze. Sporo zieleni, pozostałości miejskich, twierdze obronne i dwa pałace-podzielone bowiem na cześć damską i męska. Skorzystalam z toalety i była chyba najbardziej nowoczesna jaka do tej pory widziałam w Indiach. Nie tylko nie była w stylu indyjskim czyli na tzw. Narciarza to jeszcze umywalki były szklane, a woda na fotokomorke. Wersja de luxe i opłata co łaska. Tym razem to my czekaliśmy na naszego kierowcę. Bardzo przepraszał, ze nas nie widział.
Tym razem zaladowalam sie z Arielem do bagażnika i byliśmy obiektem zainteresowania wszystkich podróżujących. Dla nas było za to wygodniej. Tylko trochę na wybojach trzeslo.
Zgodnie z ustaleniami pojechaliśmy do dwóch sklepów. W jubileze Ariel kupił srebrna zawieszke-z 2300 wytwrgowalismy 1700. W kolejnym-fabryce jedwabiu-odkupilismy sie w torby, koszulki i zestaw poscielowy. Właściciel sklepu ma sentyment do Polski, bo miał dziewczynę Pauline, ktora obecnie pracuje jako textil designer w ich filii w Londynie. Ze względu na jakość jedwabiu ich produkty wysyłają na cały świat. Okazało sie, ze mam dobry gust do wybierania materiałów-z kilku proponowanych wybrałam najdroższy zestaw, bo wykonany ręcznie z jedwabiu ekologicznego. Pan właściciel zaproponował mi "czaj" i faktycznie był najlepszy jaki do tej pory pilam w Indiach-nie za słodki i nie za gorący. Zaproponował także,abym kupiła sari. Podchwycil, ze lubię niebieski/granat. Poszedł ze mną do przebieralni, dał halki, które miałam założyć na swoje ubranie i zaczął mnie obwiazywac, czarujac rozmowa w stylu:czy po raz pierwszy ubieram sari? Czy przypadkiem nie mieszkałam w Londynie, bo mam taki dobry akcent? Ze bedzie w tym roku w Europie, bo robi interesy w Niemczech i Szwecji. I ze jak sie pokaże chlopakom to bedą zachwyceni. Faktycznie-wyglądałam cudnie. Jak Indyjka. Ale 2000 rupii za sari, którego pewnie nie ubiore poza impreza, to byłby zbytek. Mimo ze jakościowo bawełnę była naprawdę najwyższej jakości. No ale sklepikarza motto to "Rob sobie dobrze. Twoj portfel bedzie lzejszy, a Ty zadowolona". Tradycyjnie jeszcze pamiątkowe zdjęcie, opłacenie należności-3100 rupii za komplet narzut, 90 rupii za koszulki i 120 rupii za torby. Były to ceny nienegocjowalne. Gdyż jak stwierdzil-woli podejść uczciwie do sprawy. Sprzedawcy zajeli sie opakowaniem zakupow, aby byly jak najmniejsza paczka. Objuczeni siatkami wsiedlismy do tuk-tuka i poprosiliśmy o podwozke do McDonalda. Nie tylko chcieliśmy spróbować Masala Chicken Burger, ale przede wszystkim coś szybko zjeść przed wyjazdem. Zestaw dużych frytek, Masala Chicken Burger i dużej coca-coli to wydatek rzędu 125 rupii, czyli cena o wiele niższa w Polsce. Cierpliwy kierowca czekał na nas i zawiózł nas do hostelu, omijając korki, bo wiedział ze mamy tylko godzinę do odjazdu pociągu. Chciał nawet na nas poczekać i zawieźć na stacje, ale nie tylko chcieliśmy sie jeszcze przebrać, to stacje mieliśmy za rogiem czyli nie była nam potrzebna podwozka.
Na stacji jak zawsze przechodzilismy przez bramki bezpieczeństwa, następnie szukaliśmy peronu. Czekając na nasz pociąg udało nam sie rozgryzc co mamy napisane na elektronicznym bilecie. S11 oznacza wagon sleeper nr 11. Na ogólnym wyświetlaczu był podział całego pociągu na wagony. Zobaczyliśmy, ze S11 jest 5 od końca. Na poprzecznych wyswietlaczach umiejscowionych na całej dlugosci peronu są nazwy poszczególnych wagonów. Idealnie o 15.30 podjechał nasz pociąg, zatrzymał sie równo przy wyświetlaczu, a miejsca 33-37 czekały na nas. Na razie, a czekają nas jeszcze dwa przejazdy, nie mieliśmy żadnych opóźnień czy nieprzyjemnych sytuacji. Jazda pociagiem podczas dnia różni sie bardzo od tej w nocy. Nie tylko mozna obserwować zmieniający sie za oknem krajobraz, ale także obserwować przechodzących sprzedawców czaju, słodkości, owoców, a nawet obiadu, a na stacjach moc zakupić wiktualy prosto przez okno. Tak zrobiłam z bardzo dobrymi samosami. Dwa zawiniete w codzienna gazetę za 10 rupii. Były naprawdę pyszne! Jak zawsze wzbudzamy zainteresowanie. Tym razem jednak nie robili sobie z nami zdjęć. Konduktor-special ticket examiner-sprawdził czy nasze nazwiska widnieją na długiej liście, a następnie pobrał opłatę 15 rupii od głowy. Jeszcze nie udało nam sie dowiedziec co to za opłata, ale pewnie do końca wyjazdu nam sie uda.
Odkryłam co jest powodem mojego ciągłego kataru i kaszlu. To kurz i piasek utrzymujący sie w powietrzu i drażniący sluzowke. Musieliśmy udroznic ja wódka zoladkowa gorzka, czym rownież wzbudzilismy zdziwienie wspolpasazerow. M.in. Chłopca, który podróżował z Tata i 2 braćmi. Fascynujące było obserwować jak Tata troszczy sie o synów. Co kilka chwil donosił gorący posiłek, napoje, rozdał każdemu po końcu itd. Wspolpasazerka była także mysz, ktora chyba weszła przez okno podczas jednego z postojow. Była przeokropna... Zaczęłam sprawdzać czy przypadkiem nie wlecisla do bagażu, ale na szczęście nie...
Do Agry przyjechaliśmy o 3 minuty wcześniej. Ale juz zbliżając sie czuliśmy to Miasto. Nazwa powinna być zmieniona na uryna. Smierdzialo strasznie.... Oczywiście po wyjściu z dworca obstapili nas kierowcy taxi i tuk-tukow. Objelismy strategie, aby ni zwarzac na nich i iść przed siebie. Dzięki temu zostali z nami najwytrwalsi i najtańsi zarazem. Ze względu na bagaże chcieliśmy wziąć 2 tuk-tuki za 150 rupii. Kiowca namówił nas, ze zamieścimy sie do jednego. Na nasze zdziwiona miny odpowiedział: " you're in India. Here everything is possible". I faktycznie tak było. Jechaliśmy w 5 osób. Daniel i Pasha z przodu z kierowca-pozostali z tylu z bagażami. Nie wyroznialismy sie z tłumu, gdyż naliczylismy nawet 9 osób w tuk-tuku obok. Kierunkowskazy pokazywały, ze jedziemy w kierunku Taj Mahal. I faktycznie nasz hotel Rashmi leży 5 minut drogi pieszo. Z zewnątrz robi naprawdę dobre wrażenie. W środku jest juz gorzej. Po dopełnieniu formalności poszliśmy do pokoju. Okazało sie, ze nie maja zamówionego przez nas 5 osobowego, tylkonchcieli nas rozdzielić na 4plus1, we wspolńym pokoju z kimś innym. Nie zgodziliśmy sie na takie rozwiazanie i poprosiliśmy o pokój 5osobowy. Okazało sie, ze nie maja wolnego, więc dostałam pokój 1osobowy. I to było rozwiazanie, które zaakceptowalismy. Poszliśmy do restauracji na gorący posiłek. Ja zamówilam ulubiona herbatę cytrynowa, do tego bananowe lassi i wegetarianska zupę krem (razem 160 rupii). Po chwili ustalenia planu na jutro poszliśmy spać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
kolekcjonerka
Marta Szadowiak
zwiedziła 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 16 wpisów16 3 komentarze3 10 zdjęć10 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
28.12.2012 - 15.02.2013