Geoblog.pl    kolekcjonerka    Podróże    Indie 2013    Jodhpur-odsÅ‚ona druga
Zwiń mapę
2013
05
lut

Jodhpur-odsłona druga

 
Indie
Indie, Jodhpur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6288 km
 
Spalam jak małe dziecko. Samoistnie obudzilam sie po godz. 7mej, wyspana i zregenerowana. Oby tylko katar i kaszel ustały, ale najważniejsze, ze na horyzoncie ujrzalam słońce, bo to może zwiastowac dobry dzień. Gorąca kąpiel dobrze mi zrobiła, do tego lektura ksiazki o Indiach i jeszcze chwile przekimalam. Ubralam sie chyba jednak na zbyt chłodna porę, bo jak siedzialam na tarasie czekając na śniadanie, to jednak słońce trochę piekło i grzalo. Małpy dawały od rana czadu-biegaly rozochocone po dachach, bawiły sie przednio wszystkimi mozliwymi elementami metalowymi.
W hostelu obsługują nas sami faceci, którzy są multitaskowi-od przyjmowania gości, przez gotowanie i sprzątanie, po zamawianie biletów i wycieczek. Jeden z nich wytłumaczył nam, ze wczorajsze odgłosy z miasta to efekt sezonu na sluby i wesela. to wczorajsze bylo jednym z nich.
Piękna pogoda z jednej strony tarasu-z drugiej deszczowe chmury. Ale na szczęście humory dopisuja i to najważniejsze.
Po raz drugi spotykam na śniadaniu pisarza/poetę/naukowca. Wystylizowany 30latek, o ciemnej karnacji, ciagle notuje coś w wielgachnym notesie. Okazało sie, ze maluje a notes to jego pamiętnik z podróży-zamiast słów-obrazy.
Po leniwym śniadaniu postanowiliśmy pójść do pałacu, a pózniej poszlajac sie po uliczkach. Droga do pałacu nie była wcale nie taka prosta. Szliśmy pod prąd zarówno pieszym, rowerzystom, kierowcom tuk-tukow i samochodów, a wreszcie krowom. Doszliśmy do głównego skrzyżowania i spasowalismy. Nikt nie był nam w stanie potwierdzić lub zaprzeczyć czy idziemy w dobrym kierunku. Wzięliśmy więc tuk-tuka i pojechaliśmy. (120 rupii) jechaliśmy bardzo długo przez strefę militarna, dzielnice willowa i podjechalismy pod pałac. Po wejściu do ogrodu okazało sie, ze jechaliśmy z drugiej strony Fortu, stad taka odległość. W Pałacu nie mozna było wejść na kruzganki, tylko zwiedzać sale. Zrezygnowalismy więc i udalismy sie w spacer powrotny, robiąc dziesiątki zdjęć. Dzielnica do której zeszlismy z palacowego wzgórza była typowo rzemieślnicza. Dziesiątki punktów napraw rowerów, skuterów, warsztaty krawieckie, szewcy itd. Nie dość, ze trafiliśmy na porę zakończenia lekcji w szkole, to jeszcze byliśmy lokalna atrakcja. Poza nami nie było tam żadnych białych osób. Stad dzieci i dorośli mężczyźni podchodzili i sie witali-jak zauważyliśmy tylko lewa ręką. Nie wiedzieliśmy dokąd nas droga doprowadzi, ale trafiliśmy idealnie-pod odwiedzona wczoraj budke z samosami. W pełnym słońcu oddawalismy sie degustacji pysznosci z głębokiego tłuszczu. Niezauważony przeze mnie policjant odganial naciagaczke, ktora chciała albo kasę albo jedzenie. Punkt samosow jest słynny, skoro podjezdzaja pod niego wycieczki i robią sobie zdjecia. Grupa Amerykanów w średnim wieku z luboscia fotografowala jedzenie, ale nie kupili ani sztuki twierdząc, ze to jest oblesne. No cóż. Nie wiedza co tracą :) niespiesznie udalismy sie w poszukiwaniu kawiarni. Dotarliśmy na dach najstarszej haveli, gdzie przy tradycyjnej muzyce pilam lassi z szafranem. (150 rupii plus VAT) Bardzo dóbre połączenie. Ze względu na ceny nie było w kawiarni Hindusów tylko Sami obcokrajowcy. Po dłuższym odpoczynku z widokiem na Fort i Clock Tower udalismy sie na spacer do domu. Na początku drużka prowadziła nas przez dzielnice dla turystow, z hostelami i knajpkami, a nastepnie przez domostwa, gdzie każdy napotkany kierował nas na właściwa ścieżkę do Fortu. Tam podziwialismy zachód słońca i rytualne modly o 17tej. Będąc atrakcja turystyczna usmiechalismy sie i dzielnie znosilismy kolejne prośby o polowanie do zdjęć. Z Fortu do naszego hostelu to tylko chwila. Zmierzchalo i juz nie mieliśmy siły, aby szukać innego miejsca na kolacje jak nasz roof top restaurant. Palak panner czyli ser w szpinaku, nan i herbata z cytryna to był moj wybór na dziś. (Razem 130 rupii)
Partyjka "hodowli zwierząt", rozliczenie sie za pobyt i pakowanie sie to był plan na dalsza cześć wieczoru. Kolejne wesele z koncertem muzyki indyjskiej, fajerwerkami, długie rozmowy na skype wspollokatorow z Manchesteru, uniemozliwily mi spanie. A po 5tej pobudka, aby zdążyć na autokar do Udaipur.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (2)
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
geminus
geminus - 2013-02-06 23:54
Jankesi jakich ja spotykalem w Indiach wtarabaniali przewaznie sieczke z Mc Donalda. Wychodzi na to ze my sie lepiej aklimatyzujemy w takich krajach. Oni maja to na codzien u siebie ale udaja smakoszy. Pozdrawiam.
 
 
kolekcjonerka
Marta Szadowiak
zwiedziła 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 16 wpisów16 3 komentarze3 10 zdjęć10 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
28.12.2012 - 15.02.2013